czwartek, 19 października 2017

Do Spały i Inowłodza



Z wynikiem 118 km zakończyła się wyprawa do Spały i Inowłodza. Kto jeszcze nie odwiedził tych okolic rowerem, zdecydowanie powinien to nadrobić. Pogoda dopisała. Z Brzezin wyjechałem przed godz. 9. Na miejscu byłem po godz. 11. Wybrałem trasę, którą zaproponował mi googlemaps. Pierwszym ciekawym punktem na trasie były Tworzyjanki. Dawno nie odwiedzałem tych okolic. Kilka starych, drewnianych willi wypoczynkowych doczekało się remontu i można je teraz podziwiać w pełnej krasie. Wyremontowano także mostek przy zalewie utworzonym na rzece Mrodze. Sam zalew z poprzechylanymi nad wodą drzewami wygląda tajemniczo.

Z Tworzyjanek kierowałem się na wioski leżące na wschód od Koluszek. Dalej remontowaną drogą dojechałem do trasy 715 w Starym Redzeniu. Udało mi się „podczepić” pod koparkę i kilka ładnych kilometrów przejechałem tuż za nią nie męcząc się. Niebawem, tuż za Regnami rozpoczyna się las i dwa wzniesienia. Główną szosą dojechałem do miejscowości Budziszewice. Tu odbiłem od trasy, by po krótkim odcinku wjechać w lasy Spalsko-Rogowskie. To mniej więcej połowa drogi do Spały i zarazem początek najciekawszego odcinka prowadzącego cały czas przez lasy. Nawierzchnia jest dobra, miejscami asfaltowa a miejscami dobrze ubity leśny dukt. Przebijając się przez leśne drogi minąłem między innymi znaną grzybiarzom miejscowość Skrzynki. Przeciąłem także trasę S8. Przez wiele kilometrów w leśnej głuszy byłem zupełnie sam, lubię taką jazdę.



Po krótkim odpoczynku na leśnej polanie i zjedzeniu banana ruszyłem dalej. Z lasu wyjechałem przy Tomaszowie Mazowieckim. Stąd już prosto szosą do Spały. Obok szosy, na skraju lasu jest szeroka droga zbudowana z kostki, którą bardzo przyjemnie się jechało. Spała okazała się małym, ale przyjemnym miasteczkiem. Odwiedziłem: park, malowniczy most nad Pilicą, który oplatały winorośla. Zalew z wyremontowaną zaporą, gdzie znajdowała się turbina prądotwórcza. Teren wokół zalewu jest świeżo odnowiony i ładnie się prezentuje. Zwiedziłem także ośrodek przygotowań olimpijskich, który znajduje się przy wyjeździe ze Spały w stronę Inowłodza. 

Zalew w Spale

W dzień, gdy podróżowałem zorganizowany został rajd samochodów zabytkowych Retroprząśniczka, którego metą miała być Spała. Bezskutecznie szukałem jednak starych aut. Stwierdziłem, że może natrafię na nie w Inowłodzu. Nim ruszyłem w podróż zjadłem obiad. Pyszną, grillowaną pierś z kurczaka i kiszony ogórek w jednej ze spalskich knajpek. 

Droga do Inowłodza jest łatwa i malownicza. Prowadzi odcinkami wzdłuż Pilicy. W jednym miejscu jest nawet łatwe zejście nad rzekę. W Inowłodzu szukałem zamku. Na parkingu przed nim znalazłem to czego szukałem. Kilkadziesiąt starych aut - od syrenek i fiatów, po ferrari i amerykańskie krążowniki, prezentowało swoje wdzięki. Ich właściciele akurat mieli obiadową przerwę. Nasyciłem oczy i karty pamięci ich portretami, a następnie wróciłem do Spały. Ze Spały udałem się jeszcze do Konewki, a następnie pustą szosą dojechałem do wsi Nowy Glinnik gdzie znów wjechałem na leśny szlak. W domu byłem przed 18. Choć zmęczony, to jednak usatysfakcjonowany świetną wycieczką. 

niedziela, 20 listopada 2016

Rowerem po śniegu



Pierwszy śnieg. Mały, ale zawsze. Wyprawa do lasu z dobrze znanymi trasami w okolicach Brzezin okazała się dość trudna. Listopadowe błoto, śnieg i mróz były wymagające, ale dawały też dużo frajdy. Rozległe kałuże błotne sprawiły, że cały byłem w ciapki mimo założonego profilaktycznie błotnika. Przy okazji przypomniałem też sobie, że nawet niewielka warstwa śniegu na prostej drodze może skutecznie wywrócić cyklistę – bez obaw, jakoś uniknąłem wywrotki, ale było blisko.
Jakich jest 5 najważniejszych zasad jazdy rowerem zimą? 


1.    Odpowiedni strój – wygodny, to oczywiste, nie za gruby. Ja zakładam koszulkę, bluzę polarową i softshelową kurtkę – cienką. To gwarantuje swobodę ruchów i odpowiednią ochronę termiczną. Na głowę czapkę jak do biegania. Oczywiście można na nią wcisnąć kask. Przy niewielkim mrozie wkładam rękawiczki bez palców, mam jednak drugi komplet z palcami na większe mrozy. Obuwie takie jak latem – zakryte ze sztywną podeszwą, spodnie – ja wybieram często grube dresy dzianinowe, ale klasyczne długie spodnie elastyczne z pieluchą też mogą być. Przy większych mrozach dodatkowo zabezpieczam twarz, szyję, uszy kominkiem sportowym lub kominiarką.

2.    Jazda po śniegu, a co gorsza lodzie jest bardzo zdradliwa. Wystarczy niewielki ruch kierownicą lub przyhamowanie, by rower stracił stabilność. Wszystkie manewry na takiej nawierzchni wykonywać trzeba spokojnie, ruchy kierownicą muszą być niewielkie, hamulec używany z wyczuciem, prędkość nie za wysoka. 

3.    Nie bójcie się wsiadać zimą na rower, jazda w takich warunkach sprawia dużo frajdy.

4.    Dobrze oczyść rower po jeździe po śniegu, błocie. W innym przypadku licz się z uszkodzeniami przerzutek, korozją i awariami sprzętu.  

5.    Uważajcie na zamarzające na przerzutkach i hamulcach śnieg, błoto, wodę. Lód może spowodować, że przerzutki odmówią współpracy, a hamulce będą mniej skuteczne. 

W lasach oddalonych od Łodzi nie spotkałem innych kolarzy, ale już w niedzielny spacer z rodziną po  lesie Łagiewnickim cyklistów było bardzo wielu. Na ulicach Okólnej i Wycieczkowej widziałem peletony z kolarzami na szosówkach, ale po leśnych duktach nie brakowało „górali”.

wtorek, 5 stycznia 2016

Bobasy na gapę


Moje dzieciaki uwielbiają jazdę w rowerowych fotelikach, a my – rodzice, chętnie to wykorzystujemy. Obecnie 2-letnia Ola i 4-letnia Gabrysia sporo już z nami zjeździły. Rewelacyjnym pomysłem było zabranie rowerów nad morze. W okolicach Łeby, Ustki, Rowów jest mnóstwo fajny tras. Z dzieckiem w foteliku jesteśmy bardzo mobilni. To dawało nam wolność w poszukiwaniu ustronnego miejsca do plażowania, z dala od kurortowych pseudo atrakcji i tłumu turystów. Wygodniej było też zapakować dzieci na rowery i poszukać knajpki na kolację – idąc z wózkami ograniczalibyśmy się pewnie tylko do tych znajdujących się blisko.
Jeżdżąc po leśnych duktach śpiewamy, rozmawiamy, podziwiamy przyrodę. Moja starsza córka zachwycona była ogromnym mrowiskiem. Lubi też gdy nieco wdepnę w pedał i wiatr rozwiewa jej włosy :). W okolicy miejsca gdzie mieszkamy na szczęście tras rowerowych nie brakuje. Natomiast nad morzem szczególnie polecam Rowy. W kierunku wschodnim są długie trasy rowerowe prowadzące przez park krajobrazowy. Po drodze mija się punkty widokowe, jest ścieżka edukacyjna. Teren jest płaski, drogi szerokie i równe. Co pewien czas znajdują się odbicia od głównej drogi w kierunku plaż. Uwaga na straż graniczną, która w okolicach patroluje tereny pilnując by letnicy nie schodzili z wyznaczonych szlaków. Nas zatrzymał jeden z patroli gdy w niedozwolonym miejscu próbowaliśmy sforsować wydmę, by przedostać się na plażę – skończyło się na szczęście pouczeniem. 

 
Wystarczy kilka kilometrów od nadmorskiego kurortu, by plaże były puste i spokojne. 

Na zachód od Rowów szlakiem wzdłuż plaży przejechać można kilkanaście kilometrów. Potem droga robi się trudna i z dzieckiem w foteliku nie da się jej pokonać. Jest też więcej piachu na szlaku. Bez większych kłopotów dojedziemy do sąsiednich miejscowości: Dębiny lub Poddębia.
Dla porównania rowery do dyspozycji mieliśmy także w Dąbkach. Tam również tras dla cyklistów nie brakowało. Polecam zwłaszcza szlak na zachód od Dąbków.

Sprzęt mamy standardowy. Foteliki kupione w sieci, bez fajerwerków. Solidnie montowane do bagażników (rury mocowane do ramy okazały się bezużyteczne, bo nie mamy klasycznych ram w naszych bikach). Oparcia nie są odchylane do tyłu. Gdyby były prawdopodobnie uchroniłoby to nas przed marszami - dzieci w rowerowych fotelikach szybko zasypiają, a ze śpiącym dzieckiem jechać się nie da, bo główki kiwają się na boki niemiłosiernie. Moje dzieci w fotelikach mają jeszcze jeden kłopot. Gdy na głowach są kaski jest im bardzo niewygodnie. Tył kasków mocno opiera się o wysokie oparcia fotelików i dzieciaki nie mają jak wygodnie się oprzeć.
Moim dziewczynom te minusy nie przeszkadzają. Widząc mój rower same chętnie się na niego wdrapują. Gdy na rowery wychodzę sam płaczą, że ich nie zabieram.
Zauważam jeszcze jeden minus. Moja starsza córka z dystansem podchodzi do nauki jazdy na rowerze, gdy uczymy się tej sztuki dość szybko irytuje się mówiąc, że ona i tak woli jeździć ze mną...

środa, 6 maja 2015

Wokół zalewu Sulejowskiego


Żubry, groty, plaże, żeglarstwo, skansen, bunkry, militaria, zabytki to atrakcje z którymi możecie się zetknąć wybierając się na wycieczkę wokół zalewu Sulejowskiego.

Długość trasy to około 70 km. Na wyprawę wybrałem się z bratem. Na miejsce dotarliśmy samochodem. Zostawiłem go przy skansenie rzeki Pilicy i Błękitnych Źródłach. Za cały dzień zapłaciłem 5 zł – parking strzeżony. Warto zamienić kilka słów z pracownikami parkingu. Mają dużą wiedzę o regionie, szlakach turystycznych. Nam podarowali mapę trasy rowerowej wokół zalewu (nie pokrywała się w 100 procentach z rzeczywistością, ale pomogła). Także pracownicy skansenu są życzliwi, też pozwolili popatrzeć na mapy, które sprzedają.

Sam skansen, no cóż. Nie powala na kolana, ale wejście jest tanie, więc mimo wszystko warto odwiedzić, choćby po to by zrobić sobie zdjęcie przy Rudym 102. Niestety o samej Pilicy, która przepływa tuż obok nie wiele się dowiemy. Obok parkingu jest szlak prowadzący do rezerwatu Błękitne Źródła. Polecam. Zbiornik wodny i źródła. Są bardzo malownicze. Występuje dużo różnorodny i dla mnie – laika, ciekawych ptaków wodnych.

 
Widok z tamy na zalew Sulejowski

 

Startując nad zalew ruszamy szosą biegnącą od Tomaszowa Mazowieckiego do Smardzewic. Gdy pojawią się zabudowania skręcamy w prawo by dojechać do tamy i zalewu. Chcąc dojechać do ośrodka hodowli żubrów (są drogowskazy) trzeba od szosy skręcić w lewo. Prowadzi tam leśna droga, ok. 5 km. Żubry widać jak na dłoni ze specjalnie przygotowanego pomostu. Jednak, moim zdaniem, w Polsce jest wiele ciekawszych tego typu zagród.
 
 
Niebieski szlak miejscami był zalany przez wodę, przeszkody jednak dało się pokonać

Na zalewem po obowiązkowym przejechaniu przez zaporę można tuż obok niej zjechać na plażę
 i pobliskie molo. Przy drodze na plażę znajdziemy oznaczenia szlaków. Czarny rowerowy lub niebieski pieszy (szlak rzeki Pilicy). Rowerowy prowadzi głównie drogami asfaltowymi. Jest on oddalony od zalewu. Zielony natomiast prowadzi lasem. Dla mnie zdecydowanie ciekawszy, często prowadzi do małych, dzikich plaż czy zatok (np. okolice Zarzęcina). Zdecydowanie jest on jednak dla posiadaczy rowerów nadających się w teren. Często zamienia się on w wąskie ścieżki, zapiaszczone, a miejscami błotniste i podtopione wodą. W kilku miejscach trzeba było korzystać z wąskich kładek przerzuconych nad mokradłami. Im dalej od Smardzewic tym szlak był lepszy. Miejscami prowadził szerokimi leśnymi duktami, gdzie można było nieźle przyspieszyć.
 
 
Na jednej z dzikich plaż

Po przejechaniu jednego wybrzeża warto odwiedzić Klasztor Cystersów w Sulejowie. Bardzo ciekawy, zabytkowy obiekt w skład którego wchodzą ruiny, kościół, muzeum, hotel i ogrody.

Od Sulejowa rozpoczyna się najtrudniejszy etap wyprawy prowadzący ruchliwą, śmierdzącą, nierówną drogą krajową 74. Można pchać się między tiry i jechać asfaltem lub dziurawym, szerokim poboczem. Z ulgą zjechałem na szosę wzdłuż północnego wybrzeża zalewu. Tę część trasy pokonuje się szybciej, bo droga prowadzi w większości asfaltem. Trzeba jednak pilnować oznakowań szlaku, bo często niespodziewanie skręca on w leśne dukty.
 
 
W ruinach klasztoru Cystersów w Sulejowie

Jednym z ciekawszych miejsc po tej stronie zalewu jest Bronisławów, czyli miejsce poboru wody
z zalewu dla Łodzi. Przepompownia już nie działa, a gigantyczne pompy wyłączono po roku 2000.
Z tym miejscem związanych jest wiele legend, a jedna opowiada o tym jak sam Gierek uruchomił jednym przyciskiem całą przepompownię i od razu napił się wody z zalewu – krystalicznie czystej. Prawda jednak była inna, woda z zalewu Sulejowskiego była koszmarnie złej jakości, a w procesie uzdatniania wykorzystywano gigantyczne ilości chloru i chemii.
 
 
Takich urozmaiceń na trasie nie brakowało

Wydaje mi się, że także rzeźba terenu po stronie północnej zbiornika jest bardziej urozmaicona,
a kilka podjazdów daje w kość.

Po objechaniu zbiornika wzdłuż rzeki Pilicy gruntowymi drogami wracamy do Tomaszowa. Końcówka trasy to droga rowerowa wzdłuż szosy. Po prawej stronie mija się groty tomaszowskie zdecydowanie warto je odwiedzić. Zaraz za grotami jest zjazd w prawo dzięki czemu szybciej dojedziecie do parkingu przy skansenie. Jeśli go przeoczycie nadrobicie kilkanaście kilometrów jadąc na około przez Tomaszów Mazowiecki.

 

Wyprawę wokół zalewu zdecydowanie polecam. To ciekawa wyprawa na cały dzień, która może być urozmaicona dodatkowymi atrakcjami.


wtorek, 5 maja 2015

Uniejów i wokół Jeziorska


Zrobiłem sobie prezent na urodziny i wybrałem się na przejażdżkę wokół zbiornika Jeziorko. Blisko100 km trasę zacząłem w Uniejowie. Niebo było zachmurzone, a temperatura to około 15 st. C. W takich warunkach jechało się super, ale brak słońca psuł panoramy. Trasa świetna, właściwie bez większych wzniesień w 85 procentach po asfalcie. Dobrze oznakowana dwoma szlakami: rowerowym bursztynowym i rowerowym nadwarciańskim (niebieskim).
 
 
 
 Zamek w Uniejowie sąsiadujący z kompleksem term


 
Wiosenne rozbuchanie przyrody zachwycało barwami i zapachami roślin. Bociany zżerające żaby, kuropatwy wydzierające się na łąkach, sarny podjadające młode rośliny z pół -napełniłem się tymi widokami po uszy, i o to chodziło.
Auto zostawiłem w centrum Uniejowa – ładne są te nasze miasteczka, zadbane i wypielęgnowane. Zaledwie kilkaset metrów od centrum przejeżdżałem już przez most nad Wartą, dalej uniejowski zamek przerobiony na hotel i termy. Na skróty do szosy, po przecięciu której asfaltową drogą pojechałem do Spycimierza, wsi znanej w województwie z kwiatowych dywanów – na majówkę przygotowali kilkaset tysięcy tulipanów, a jeszcze więcej kwiatów mieszkańcy tej niewielkiej miejscowości rok rocznie przygotowują na Boże Ciało. Po drodze z prawej strony widać jeszcze było dwa stare młyńskie wiatraki i indiańskie miasteczko. Trasa do zalewu wzdłuż Warty bardzo ciekawa i malownicza. Przejeżdża się przez szereg wsi. W niektórych spotkać jeszcze można studnie – żurawie i budynki kryte strzechą.

 
Wiatraki i indiańskie miasteczko pod Uniejowem

Przy jednym z mostków szlaki bursztynowy i niebieski rozdzielają się. Ja pojechałem niebieskim nad Wartę – to ciekawsze rozwiązanie. Po pewnym czasie asfalt się kończy i szlak prowadzi wzdłuż wałów przeciwpowodziowych. Wchodząc na nie widać Wartę. Kontynuując podróż tą fajną trasą docieramy wreszcie do gigantycznej zapory Jeziorska. Od strony rzeki widać ją jak na dłoni.
Przez wjazdem na zaporę jest tablica informacyjna o zbiorniku – warto przeczytać. Przejazd przez zaporę to ok. 2,5 km. Po drodze można się zatrzymać, usiąść na ławeczce i uspokoić duszę patrząc
w siną dal. Niestety ja szybko się zabrałem, bo atakowały mnie miliony maleńkich owadów. Jadąc po tamie musiałem oczy, twarz i nos osłaniać rękom, bo insekty wpadały wszędzie. Jakieś pająki usilnie próbowały złapać rower w pajęczyny. Dziesiątki białych nitek oblepiały kierownice, stery, ramę,
a także moje ręce i nogi.

 
Widok na Wartę z wału przeciwpowodziowego


Po pokonaniu tamy pojechałem w prawo na Siedlątków zgodnie z oznakowaniem szlaków. Po pewnym czasie asfalt zamienił się w betonową drogę z płyt prowadzącą do Popowa. Tam zrobiłem sobie przerwę, a w wymuskanym „centrum” miejscowości coś przekąsiłem. Było około godz. 12,
a więc do tego miejsca od Uniejowa jechałem ok. 2 godzin.
W Popowie znajduje się zatoka, gdzie właśnie wodowano żaglówki, natomiast za miejscowością znajdowały się liczne stawy hodowlane. W sezonie można tu zjeść świeżą rybkę.
Kolejna cześć trasy prowadziła znów przez niewielkie wsie, aż do końca zbiornika. Trasa często prowadziła wzdłuż brzegu, a więc krajobraz urozmaicał widok na Jeziorsko. Kilka kilometrów przed miejscowością Warta szlak skręcał z asfaltu w prawi i polną drogą prowadził do mostu nad rzeką Wartą po południowej stronie zbiornika. Jechałem więc znów zupełnie sam podziwiając przyrodę
i robiąc dłuższy postój przy sitowiu, gdzie para łabędzi uwiła sobie gniazdko – ona wysiadywała jaja, on pilnował rodziny wyraźnie dają mi sygnały, że irytuje go moja obecność.
 
Widok na Wartę ze starego mostu przy miejscowości Warta
 
Po wjechaniu do Warty rozpoczął się najnudniejszy etap wycieczki. Szlak prowadził ruchliwą trasą. krajową 83. blisko 14 km i na dodatek pod wiatr. Jechałem w dzień tygodnia, więc co rusz mijały mnie tiry. We wsi Miłkowice odbiłem w prawo i spokojniejszą już szosą dojechałem do drogi prowadzącej na tamę. Przed wjazdem na nią skręciłem w lewo zgodnie z drogowskazem na Uniejów i szlakiem bursztynowym (dalej dołączył niebieski) dojechałem do miasteczka term. Było około godz. 16.
W sumie aż się prosi, aby tego typu wyprawę zakończyć w ciepłym basenie. Ja jednak zapakowałem rower do auta i wróciłem do domu.